Posłuchałem Macrona. Emocjonalnie nawet przyćmił Zełenskiego. Sensownie, choć moim zdaniem zbyt patetycznie wyjaśniał, jak bardzo nie ma racji Trump i dlaczego zamiast jego planu powinien być "europejski plan" zakończenia wojny. Zrobiło to na mnie wrażenie, ale mnie nie przekonało.

Nie, jestem niemal pewien, że europejski plan pokoju będzie wspaniały zarówno duchem, jak i formą. Będzie fundamentalny, jak wszystko, co zrobiono w Europie, i będzie odpowiadał najwyższym standardom prawa międzynarodowego. Będzie miał tylko jedną wadę – Putin nie jest gotowy go omawiać. Niestety, ta mała skaza czyni go bezużytecznym.

Plan amerykański wywołuje we mnie te same uczucia, których doświadczyłem, gdy czytałem w specjalnym magazynie biblioteki ukraińskiej akademii nauk teksty traktatu pokojowego z Brześcia z umową dodatkową i Paktu Ribbentrop-Mołotow z tajnymi protokołami. Oczywiście sprawę można by naprawić, gdyby zmusić Putina do przyjęcia głęboko przemyślanego i moralnie nienagannego planu europejskiego (nie wątpię, że będzie dokładnie taki) zamiast straszliwego amerykańskiego. Ale aby to zrobić, trzeba coś robić, a nie tylko mówić o tym, że trzeba coś robić.

Można przystąpić do wojny po stronie Ukrainy. Można przekształcić swoje gospodarki w tryb czasu wojny, aby zasypać Ukrainę bronią i nie być zależnym od USA, które zaproponowały tak straszliwy plan. Można zorganizować blokadę kontynentalną Rosji i zacząć aresztować rosyjskie tankowce (w końcu blokada kontynentalna to pomysł Napoleona, dlaczego Macron nie miałby zacząć od niej, a nie od telefonu do Trumpa). Można w końcu przynajmniej samemu przestać kupować rosyjską ropę, na którą wciąż wydaje się więcej niż na pomoc dla Ukrainy.

Ale Europy nie chce robić nic takiego. Chce, aby Ukraina walczyła bohatersko, a Trump naciskał na Putina za siebie i za tamtego gościa. Sama Europa poprze Ukrainę moralnie i dorzuci trochę pieniędzy (niewiele, i to tylko dopóki prawica nie wygra wyborów). W ten sposób "słonika" (planu europejskiego) się nie sprzeda. Na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy głosują tylko akcjonariusze. Albo Europa kupi akcje koncernu "Wojna" w ilości wystarczającej do posiadania prawa decydującego głosu, albo jej szczególna opinia w postaci "najlepszego planu pokoju" nie zostanie wpisana do protokołu zgromadzenia.

Jedyną osobą, która może w tym przypadku zatrzymać "plan Trumpa", jest sam Trump, i zrobi to tylko wtedy, jeśli jego plan spotka się z odrzuceniem w samej Ameryce. Ale na razie nic na to nie wskazuje. Dlatego Europejczycy będą musieli targować się z Trumpem "wewnątrz" jego planu, a nie "wokół" niego. Nie będą już mogli zmusić go do alternatywnego wariantu własnej produkcji, jakikolwiek wspaniały by nie był. Nie sądzę, że "plan Trumpa" to nic nieznaczący wyciek przypadkowych fragmentów służbowej korespondencji Witkoffa i Dmitriewa, który nic nie zmienia. To "ramy", wewnątrz których zaproponowano dalszą pracę. Dlatego wyciekł, i to całkiem w porę, aby wyjść z fazy udawania negocjacji do fazy aktywnego targowania się.

Trump jest gotowy do targowania się – to w ogóle jego żywioł. Po pierwsze, nie ma innego wyjścia, ponieważ w planie amerykańskim są całe bloki, które bez zgody Europejczyków są po prostu nierealizowalne. A po drugie, plan został stworzony z "zapasem" właśnie na ten przypadek, aby można było się targować. Nie sądzę, że dojdą do porozumienia do czwartku, raczej partia przejdzie w długą końcówkę. Przez jakiś czas Europa odegra dla Ukrainy i Zełenskiego – od miesiąca do sześciu miesięcy.

Dalej wydarzenia rzeczywiście będą zależeć, jak dotychczas, od rozwoju sytuacji na froncie. We wszystkich scenariuszach, z wyjątkiem cudownego, gdy albo Siły Zbrojne Ukrainy przełamią front, albo Bóg złamie Putina, drugi i tym razem rzeczywisty "plan Trumpa" będzie ostrzejszy niż ten, który jest przedstawiony teraz. To trochę taki gambling (gra w ruletkę) na krwi. Myślę, że Zełenski wie, na co się decyduje, ale to naprawdę jego suwerenny wybór i wybór narodu ukraińskiego, i nie potrzebują "rad z zewnątrz".